Categories
Kącik językowy

Słoweńsko-polskie false friends

Witajcie,
domyślam się, że większość z Was doskonale wie, czym są językowi fałszywi przyjaciele, jednak dla porządku wyjaśnię, że to identycznie lub podobnie brzmiące jednostki językowe o diametralnie różnych znaczeniach. Występują między bardziej, ale też znacznie mniej pokrewnymi językami i mogą utrudniać ich naukę. Sztandarowymi przykładami są czeski „záchod” czy choćby to nieszczęsne szukanie. Takie wyrazy występują również w kombinacji słoweńsko-polskiej i, w ramach ciekawostki, przedstawię Wam dziesięć moim zdaniem wartych opisania przykładów.
Może zacznę od jednego z powitań. Kiedy byli domownicy Roka schodzą się na wspólne śniadanie, witają się zwrotem „dobro jutro” i wcale nie chodzi im o dzień następny. W języku słoweńskim istnieją dwa słowa, które na polski tłumaczyłoby się jako “dzień dobry”. “Dobro jutro” używamy zupełnie jak angielskiego “good morning”, a od południa mówimy już “dober dan”. Jednak słoweński odpowiednik jutra to “jutri” (a w dialekcie, którym mówi część rodziny Roka – “juter”), zatem można powiedzieć, że nieco przypomina nasz.
Tuż przed moim pierwszym wyjazdem do Słowenii rozmawiałam z kolegą, który spytał, czy umiem cokolwiek powiedzieć w języku Roka i jego rodziny. Z pewnych przyczyn wcale nie miałam wtedy zamiaru uczyć się słoweńskiego, więc odpowiedziałam przecząco, na co usłyszałam nieco kąśliwą uwagę: „czyli zamiast uczyć się języka tracisz czas na gadanie ze mną?”. Jeśli miał zamiar urazić moją ambicję, w pewnym sensie mu się to udało, bo zaraz po skończeniu rozmowy włączyłam pierwszy lepszy filmik na YouTube, gdzie pan, bodajże Will, przedstawił kilka najprostszych słoweńskich zwrotów. Jedno z najlepiej zapamiętanych przeze mnie wyrażeń to „greva na burek”. Ostatni wyraz, którego brzmienie mimowolnie nieco mnie zaintrygowało, nie ma nic wspólnego z naszym podwórkowym psem, jest to natomiast popularny na terenie całej byłej Jugosławii pochodzący z Bośni fast food z ciasta podobnego do francuskiego wypełniony mięsem, serem lub jednym i drugim. Nawet polecam.
Kiedy wreszcie odrobinę zmądrzałam i zostałam delikatnie przymuszona do mówienia po słoweńsku przez dociekliwego teścia, jedno z pierwszych poznanych przeze mnie słów to „povedati”. W opisywanym przeze mnie języku dodawanie przedrostków do czasowników działa na podobnej zasadzie co w polskim, więc byłam pewna, że „odpovedati” będzie znaczyło „odpowiedzieć@. Rzecz polega jednak na tym, że samą czynność mówienia określa się słowem „govoriti” i do tego czasownika też dodaje się przedrostki, więc gdy chcemy użyć słowa odpowiedzieć, dokładamy do „govoriti” odpowiedni przedrostek i wychodzi nam poprawne „odgovoriti”. Odpowiedati, z kolei, oznacza „rezygnować” lub, żeby lepiej pokazać tę analogię „Odmawiać”, dlatego w kwestii odpowiedzi i rezygnacji Roka spotkała ta sama niespodzianka, co mnie.

Witajcie,
domyślam się, że większość z Was doskonale wie, czym są językowi fałszywi przyjaciele, jednak dla porządku wyjaśnię, że to identycznie lub podobnie brzmiące jednostki językowe o diametralnie różnych znaczeniach. Występują między bardziej, ale też znacznie mniej pokrewnymi językami i mogą utrudniać ich naukę. Sztandarowymi przykładami są czeski „záchod” czy choćby to nieszczęsne szukanie. Takie wyrazy występują również w kombinacji słoweńsko-polskiej i, w ramach ciekawostki, przedstawię Wam dziesięć moim zdaniem wartych opisania przykładów.
Może zacznę od jednego z powitań. Kiedy byli domownicy Roka schodzą się na wspólne śniadanie, witają się zwrotem „dobro jutro” i wcale nie chodzi im o dzień następny. W języku słoweńskim istnieją dwa słowa, które na polski tłumaczyłoby się jako "dzień dobry". "Dobro jutro" używamy zupełnie jak angielskiego "good morning", a od południa mówimy już "dober dan". Jednak słoweński odpowiednik jutra to "jutri" (a w dialekcie, którym mówi część rodziny Roka – "juter"), zatem można powiedzieć, że nieco przypomina nasz.
Tuż przed moim pierwszym wyjazdem do Słowenii rozmawiałam z kolegą, który spytał, czy umiem cokolwiek powiedzieć w języku Roka i jego rodziny. Z pewnych przyczyn wcale nie miałam wtedy zamiaru uczyć się słoweńskiego, więc odpowiedziałam przecząco, na co usłyszałam nieco kąśliwą uwagę: „czyli zamiast uczyć się języka tracisz czas na gadanie ze mną?”. Jeśli miał zamiar urazić moją ambicję, w pewnym sensie mu się to udało, bo zaraz po skończeniu rozmowy włączyłam pierwszy lepszy filmik na YouTube, gdzie pan, bodajże Will, przedstawił kilka najprostszych słoweńskich zwrotów. Jedno z najlepiej zapamiętanych przeze mnie wyrażeń to „greva na burek”. Ostatni wyraz, którego brzmienie mimowolnie nieco mnie zaintrygowało, nie ma nic wspólnego z naszym podwórkowym psem, jest to natomiast popularny na terenie całej byłej Jugosławii pochodzący z Bośni fast food z ciasta podobnego do francuskiego wypełniony mięsem, serem lub jednym i drugim. Nawet polecam.
Kiedy wreszcie odrobinę zmądrzałam i zostałam delikatnie przymuszona do mówienia po słoweńsku przez dociekliwego teścia, jedno z pierwszych poznanych przeze mnie słów to „povedati”. W opisywanym przeze mnie języku dodawanie przedrostków do czasowników działa na podobnej zasadzie co w polskim, więc byłam pewna, że „odpovedati” będzie znaczyło „odpowiedzieć@. Rzecz polega jednak na tym, że samą czynność mówienia określa się słowem „govoriti” i do tego czasownika też dodaje się przedrostki, więc gdy chcemy użyć słowa odpowiedzieć, dokładamy do „govoriti” odpowiedni przedrostek i wychodzi nam poprawne „odgovoriti”. Odpowiedati, z kolei, oznacza „rezygnować” lub, żeby lepiej pokazać tę analogię „Odmawiać”, dlatego w kwestii odpowiedzi i rezygnacji Roka spotkała ta sama niespodzianka, co mnie.
Chyba już na początku naszej znajomości zauważyłam, że Rok jest mało odporny na łaskotki i jeszcze wydaje przy tym nader urocze dźwięki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, (przynajmniej do pisania tutaj) gdybym za którymś razem nie usłyszała od niego wykrzyknienia: „Milost!!!”. W przypadku usłyszenia tego słoweńskiego słowa, nie żywcie nadziei na miłosną przygodę, bo okrzyk mojego przyszłego męża oznaczał jedynie wołanie o litość, a droga do miłości była jeszcze długa i kręta. Być może jesteście ciekawi, jak w takim razie powiedzieć po słoweńsku to słowo, na które musiałam poczekać. Jego prawdziwy odpowiednik to „ljubezen”, czyli raczej nic zaskakującego dla znawców innych języków słowiańskich.
Pewnego sierpniowego dnia 2015 roku nasi rodzice spotkali się na wspólnym obiedzie w domu teściów. Porozumiewali się częściowo gestami, a do pewnego stopnia korzystali też z tłumaczenia. Widzieli się po raz pierwszy, więc rozmawiali raczej na ogólne tematy. Lekką konsternację wzbudził jedynie mój tata, który, chcąc pochwalić jakość słoweńskich nawierzchni, stwierdził: „macie fajne drogi”. Nastała chwila kłopotliwej ciszy, po której Rok pośpiesznie wyjaśnił, o co chodziło. Słowo „droge” oznacza nic innego jak „narkotyki”. Właśnie byliśmy po wspólnych wakacjach z moimi rodzicami, więc lepiej nie wiedzieć, jak przyszli teściowie wyobrażali sobie nasze ówczesne rozrywki. Droga to po słoweńsku „pot”, więc również nie budzi u Polaka prawidłowych skojarzeń.
Jeden z moich ulubionych fałszywych przyjaciół to "posiliti", co dla Polaków brzmi stosunkowo niewinnie. Na jednym z wakacyjnych wyjazdów gospodyni często pytała: "czy czujesz się posilony". Brzmiało to dla mnie odrobinę podniośle, a ponieważ zrobiła to kilka razy, jej ulubione powiedzonko tym lepiej wryło mi się w pamięć. Moja znajomość z Rokiem była już wtedy dość zaawansowana, więc opowiadałam mu o pięciodniowym wyjeździe przez trzy godziny, nie szczędząc choćby i tego szczegółu. Kiedy wypowiedziałam kluczowe słowo "posilony", troszkę zdziwiła mnie negatywna reakcja ukochanego. Zrozumiałam, co miał na myśli, kiedy mi wyjawił, że w jego języku "posiliti" oznacza "zgwałcić", więc słusznie się zdziwił lub nawet przestraszył. Samo "siliti" to po słoweńsku nic innego niż "zmuszać", więc ma to sens. Jeśli jesteście ciekawi, jak Słoweńcy mówią, że się posilają, wygląda to mniej więcej tak jak w staropolszczyźnie, starszej odmianie angielskiego i pewnie także innych języków, tzn. użytkownicy odnoszą się do nazwy konkretnego posiłku. Na obiad mówią "južina", więc utworzony od tego czasownik brzmi "južinati", od večerji "večerjati" itd.
Jeśli kiedykolwiek wybierzecie się do Słowenii, prawdopodobnie często usłyszycie słowo fant, jednak wcale nie będzie chodzić o żadną loterię. Wspomniany wyżej wyraz oznacza po prostu chłopaka, a tutaj o szczęśliwy los nie zawsze będzie łatwo.
Jeden z tych młodzieńców może nosić dość ciekawe imię, tj. Vinko. Różnicę w wymowie stanowi engma, czyli, dla osób nie znających się na fonetyce, wymawianie głoski „n” przed „g” lub „k” jak mormorando (w niektórych częściach Polski to na porządku dziennym). W każdym razie nasz Vinko to tylko pieszczotliwa forma imienia Vincent. Zdrobnienia imion męskich zakończone sylabą „-ko” są w języku słoweńskim dość częste, np. Zvone – Zvonko, Stane – Stanko, czy Jože – Jožko. A teraz spróbujcie zgadnąć, jak może być zdrabniany słoweński wyraz »vino«. Prawidłowa odpowiedź, o ironio, to »vince«.
Nieczęsto popełniam gafy, mówiąc po słoweńsku, ale od jednej nie zdołałam się ustrzec. Miałam gdzieś z tyłu głowy, że istnieje taki wyraz jak „sekret” (akcent kładzie się na drugiej sylabie). Gramatyka każdego języka rządzi się swoimi prawami, ale wiele wyrazów jest faktycznie podobnych do polskich, więc kiedyś chciałam powiedzieć coś w tajemnicy i uprzedzić o tym Roka. Pomyślałam więc, że nic prostszego i wypaliłam: „Zdaj ti povem nekaj sekretnega”. Nie wiedziałam jednak, że „sekret” to pejoratywna odmiana wyrazu „stranišče, tzn. toaleta. Cóż, spraw o podobnej tematyce też się raczej nie rozgłasza.
Gdybyście jednak trafili do Słowenii, a widziałam na Facebooku, że jeden z użytkowników jakiś czas temu na chwilę zawitał do Lublany, starajcie się unikać słowa „kurcze”. Dla Słoweńców brzmi to niezbyt grzecznie, gdyż wyraz „kurac” to niewybredne określenie penisa.
Mam nadzieję, że przytoczone przykłady okazały się pouczające, skłoniły Was do uśmiechu lub pogrzebania głębiej w etymologii pewnych wyrazów. Być może pokuszę się o opisanie kilku przykładów w kombinacji angielsko-niemieckiej, lecz na razie nic nie obiecuję.
Trzymajcie się i życzę miłej nauki wszelkich języków.

22 replies on “Słoweńsko-polskie false friends”

i tak najbardziej lubię słuchać Czechów. Na ICC była to moja jedna z rozrywek dnia codziennego. Z wzajemnością również.

Oj Taaak, Mulko. Bardzo ciekawy wpis. Znam trochę rosyjski więc pewne zwroty np. dotyczący jutra mnie nie zdziwiły.
Proszę o więcej przykładów tego typu.

Myślę, że naszemu wspólnemy znajomemu też wpis by się spodobał.
Pamiętam sytuację z Bytomia jak konferansjer miał problem z zapowiedzeniem Roka. Mówił, że pochodzi ze Słowacji.

Niestety konferansjer w Bytomiu nie był jedynym, który zrobił ten błąd. Po kilku takich akcjach Rok zaczął automatycznie mówić, że jest ze Słowenii, nie ze Słowacji.

Zuzler, niby podobnie, ale miłosierni raczej nie traktują Cię z wyższością, tak przynajmniej się domyślam.

Nasza koleżanka z Francji była jeszcze lepsza. Nie wiem, jak to się stało, ale przeinaczyła fakty i powiedziała komuś, że Rok jest Łotyszem. Byliśmy trochę zaskoczeni i szybko wyprowadziliśmy ją z błędu, a najbardziej rozbawiła mnie jej odpowiedź: “No właśnie, sama czułam, że jakoś dziwnie to brzmiało w moich ustach”.

Jako językowca zapaleńca słoweński fascynuje mnie z wielu powodów , dobrym przykładem i tematem niech będzie chociażby wpływ niemieckiego (zarówno z Niemiec kontynentalnych jak i z Austrii) na język, ilość zapożyczeń, i te de, i te pe.
Żeby nie było, że tak tylko jeden argument, to warto dodać chociażby mnogość znanych nam, jednak stosowanych w Polskim często w innych kombinacjach końcówek używanych do nazywania rzeczowników.

Wreszcie po trzecie, na potrzeby tego wpisu powiedzmy, że ostatnie, jest to w moim subiektywnym odczuciu najtrudniejszy ze słowiańskich języków do nauczenia dla Polaka.
P.S.: Mój ulubiony, choć nieco mniej oczywisty fałszywy przyjaciel to “podatki”, tyle tylko, że z nieco dłuższym A.

Tak, w słoweńskim, szczególnie potocznym, aż roi się od germanizmów. Na początku nauki tego języka nawet mi to pomagało. Nie uczyłam się innych języków słowiańskich, więc nie mogę sie wypowiedzieć co do porównania poziomu trudności, w każdym razie według mnie najbardziej skomplikowana okaże się gramatyka, bo liczba podwujna robi swoje, a z odmianami pewnych słów problemy miewają także rodzimi użytkownicy tego języka.

O ludzie a w jednej piosence discopolowej jest tekst czy znalazłaś szczęście, którego szukałaś i co, też w takich Czechach by się śmiali i kojarzyli z niewiadomo czym?

A do Kmicica: znasz taką piosenkę “Szukam cię Miłoszu z Warszawy”? Jeśli nie, to poznaj, tam masz takich smaczków dużo więcej.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink